Kanały wiadomości

Pomysł na ten artykuł chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Sam z czytników RSS korzystam od… odkąd korzystam z internetu właściwie. Natomiast zauważyłem, że większość osób, którym podrzucę hasło RSS nie ma bladego pojęcia o czym mówię. W polskim internecie także nie ma na ten temat wielu informacji czy poradników, dlatego postanowiłem napisać swoje małe kompendium. Tekst nie jest krótki – Jego przeczytanie zajmie około 15 minut, natomiast chciałem omówić najważniejsze aspekty, czyli:

  1. Czym są kanały RSS?
  2. Dlaczego warto z nich korzystać?
  3. W jaki sposób to robić?
  4. Z jakich usług i aplikacji warto korzystać?
  5. Jak wygląda mój warsztat pracy?
  6. I jeszcze jedna rzecz na koniec.Komentowanie pod tym wpisem zostaje zamknięte jak w poprzednich, ale jeśli ktoś ma potrzebę czymś się podzielić lub o coś zapytać – może to zrobić na GitHubie albo wysłać do mnie maila, do czego serdecznie zachęcam.

Czym są kanały wiadomości?

Kanały wiadomości, czy kanały RSS to mechanizm zaszyty w strukturze stron internetowych, przede wszystkim tych, które publikują regularnie nowe wpisy. To taki kanał aktualności, niewidoczny na pierwszy rzut oka, ale możliwy do wyciągnięcia odpowiednią usługą lub aplikacją. W rezultacie, po dodaniu do odpowiedniej aplikacji lub usługi wybranych stron internetowych dostaniemy efekt zbliżony do tego, który wstawiam poniżej.

Oczywiście, efekt wizualny można najczęściej dostosować, ale idea jest taka, że w rezultacie otrzymujemy w jednym miejscu strumień wiadomości z wielu źródeł, z jedną drobną różnicą – bez żadnych algorytmów. Do czego jeszcze wrócę.

Sposób konsumowania treści

W największym uproszczeniu – kanały RSS są pewnym sposobem konsumowania treści w formie tablicy z treściami, ale tworzonej samodzielnie przez użytkownika w sposób niemal dowolny. Dodanie źródeł do czytnika RSS jest wystarczające, by treści z wybranych stron pojawiały się niemal natychmiast po ich publikacji. Co więcej, robią to w kolejności chronologicznej. Te i więcej korzyści dla użytkownika końcowego opisuję dalej.

Nie wszystkie strony mają zaimplementowaną obsługę RSS, jednak zdecydowaną większość ją posiada. WordPress na przykład (w oparciu o który działa większość blogów w sieci, także i ten) implementuje obsługę RSS domyślnie dla każdej strony. Jeśli chodzi o polskie portale, to spotkałem kilka, które RSSów nie obsługują, albo robią to nieprawidłowo. Dla mnie przekaz jest wówczas oczywisty – właściciel / twórca / wydawca nie dba o swoich czytelników na tyle, żeby pozwolić im korzystać z czytników i zmusza do odwiedzenia swojej strony żeby zwiększać licznik odsłon. Przestałem odwiedzać witryny, które wymuszają na mnie takie działanie. Nie namawiam do tak kategorycznych rozwiązań, ale czasami warto dać znać autorowi, żeby rozważył implementację tej technologii, bo może po prostu o tym nie wiedzieć.

Jakie rodzaje kanałów można spotkać?

Teraz kilka zdań dotyczących samej technologii – pojawiają się czasami drobne niedopowiedzenia i nieporozumienia, a w polskiej sieci praktycznie brak przewodnika po obsłudze kanałów RSS. Zważywszy na to, że nie jestem programistą ani webmasterem dopuszczam możliwość znacznych uproszczeń w tym akapicie. Co prawda dołożyłem wszelkich starań, żeby nie wprowadzać w błąd, ale jeśli ktoś zechce zwrócić mi uwagę, będę wdzięczny i zaktualizuje wpis.

RSS – punkt wyjścia, bazuje na XML.

Standard rozwijany do 1999 roku, który bazuje na języku XML. To taki punkt wyjścia i pierwotna technologia, która stała się symbolem całej idei pozyskiwania aktualizacji stron poprzez kanały informacyjne.

Atom – stworzony i rozwijany jako alternatywa dla RSS.

Korzysta z podobnej technologii, powstał w celu stworzenia alternatywy dla standardu RSS i usunięcie ograniczeń technologicznych tego pierwszego.

JSON – inny język.

Kanały JSON wykorzystują inną technologię (język programowania, składnię), natomiast zasada ich działania jest bardzo podobna. Mają dostarczać użytkownikowi aktualizacje witryn.

Ale to i tak nie ma znaczenia.

Jakie zatem znaczenie ma zastosowania technologią i którą wybrać? To właściwie bez znaczenia. Wszystkie nowoczesne czytniki (samodzielne aplikacje) i usługi sieciowe poradzą sobie z każdym standardem. Wspominam o tym tylko dlatego, że te różnice się pojawiają i wprowadzają zamieszanie – bo jakaś strona nie obsługuje RSS ale obsługuje Atom lub JSON. Dla użytkownika to bez znaczenia – ważne, że jest w stanie dostarczyć treści do czytnika.

Dlaczego warto korzystać z czytników?

Wprowadzenie teoretyczne mamy za sobą, pora zacząć akcję propagandową. Dlaczego warto korzystać z czytników RSS? Jakie korzyści dla użytkownika ze sobą niosą? Czy minimum trudu włożonego w konfigurację przyniesie jakąś wartość dodaną? Tak. Tak. Tak. A poniżej lista dlaczego trzy razy tak.

Zawsze na bieżąco.

Większość ludzi używa mediów społecznościowych, żeby wiedzieć co się dzieje w kraju lub na świecie. Na Facebooku, Twitterze czy Instagramie te treści publikowane są przez strony firmowe portali zajmujących się wiadomościami. Czytniki RSS pozwalają pominąć pośrednika w postaci społecznościówki i zwrócić się bezpośrednio do źródła.

Bez algorytmów – całość treści.

Brak algorytmów mediów społecznościowych sprawia, że całość treści publikowanych przez ulubione strony zostanie do nas dostarczona. Nic, absolutnie nic nie zostanie pominięte, bo algorytm uznał, że nas to nie zainteresuje.

Bez algorytmów – chronologia.

Co więcej, strumień nowych wiadomości będzie zawsze uporządkowany chronologicznie – chyba, że wybierzesz inaczej. Żadnego ukrywania postów, wybierania za Ciebie – jeden wpis za drugim, po kolei, tak jak były publikowane.

Wolność i niezależność.

Portale społecznościowe są kapryśne – każda strona lub osoba może zostać skasowana bez podawania przyczyny. Algorytm może ukryć wpisy. Sam portal może pewnego dnia zniknąć. RSSom to nie grozi, przynajmniej dopóki będą ludzie chcący z nich korzystać. Mało tego, można je tak skonfigurować, by być niezależnym od innych usługodawców.

Różne strony w jednym miejscu.

Na początku wpisu pokazałem zrzut ekranu z komputera – widać tam wyraźnie strumień wiadomości z jednych źródeł, ułożony chronologicznie. Można je także posortować źródłami, chociaż wszystko zależy od wybranej aplikacji czy usługi.

Szacunek dla własnego czasu.

Otworzenie 50 stron dziennie, by sprawdzić, czy pojawiło się coś nowego zajmie pewną ilość czasu, który można spędzić na rzeczywistym czytaniu. Po samym załadowaniu strony trzeba jeszcze znaleźć treści, które zostały dodane, a to nie zawsze jest oczywiste.

Brak przeszkadzaczy.

Przebijanie się przez reklamy i wyskakujące okienka także bywa frustrujące. A artykuł może wyglądać na przykład tak jak na zrzucie poniżej. Ta strona oczywiście jest dość minimalistyczna, ale w dobrym czytniku będzie tak wyglądał każdy artykuł.

Dla nieprzekonanych, jeszcze na telefonie. Bez zasłaniających treść reklam. Bez ozdobników. Tylko i wyłącznie tekst.

Synchronizacja

A skoro już mamy w jednym miejscu te nasze wiadomości, to raczej nie chcemy ich czytać dwa razy. Zdarza nam się jednak zaglądać do wiadomości w drodze do pracy ale także wieczorem wygodnie przy komputerze (lub tablecie). Pomaga w tym synchronizacja źródeł pomiędzy różnymi aplikacjami lub urządzeniami.

Tak wygląda mój czytnik na komputerze:

A tak na telefonie:

Stan aplikacji, włączając w to nawet stan czytanych/nieczytanych pozycji jest identyczny.

Jak czytać?

Wiemy już, czym są czytniki RSS i jakie zalety mają nad mediami społecznościowymi i otwieraniem kilkudziesięciu stron w przeglądarce. To co zrobić, aby skorzystać z tych wszystkich zalet czytników?

Serwisy specjalne

Istnieją serwisy (usługi) dedykowane agregacji źródeł RSS. Kilka najpopularniejszych wymieniam i opisuję poniżej. Nie będę przedstawiał sposobów ich konfiguracji, bo jest bardzo prosta, chociaż może się różnić między poszczególnymi serwisami. Dodanie źródła sprowadza się jednak najczęściej do znalezienia przycisku + i… wpisaniu adresu strony (lub wklejeniu ze schowka). Usługa sama odnajdzie właściwy kanał i doda do listy subskrybowanych źródeł. To wystarczy, żeby usługa zbierała wszystkie nowości z naszych ulubionych stron. Kolejnym krokiem jest z reguły zainstalowanie i skonfigurowanie odpowiedniej aplikacji mobilnej. Aplikacja może być dedykowana (od dostawcy usługi) lub pochodzić od zewnętrznego dewelopera, który wykorzystuje API danej usługi do podłączenia jej do programu.

Feedly

Zdecydowanie największy i najpopularniejszy obecnie czytnik. Posiada ogromną bazę użytkowników i bardzo bogate funkcje kolaboracji zespołowej. Pozwala tworzyć newslettery i rozsyłać do członków zespołu. Feedly ma także wewnętrzną bazę źródeł, które można subskrybować bezpośrednio z usługi oraz możliwość tworzenia notatek, dodawania tagów oraz zaawansowane algorytmy sztucznej inteligencji. Jednym słowem kombajn. Jest także usługą multiplatformową, posiada aplikacje klienckie na każdy mobilny system operacyjny, umożliwia dostęp przez webaplikację, a także – może być skonfigurowana w dowolnym czytniku zewnętrznym. Korzystałem z Feedly kilka lat i byłem zadowolony, ale po pewnym czasie (wraz moim postępującym minimalizmem) okazało się, że tak rozbudowany kombajn nie jest mi potrzebny. Natomiast bardzo polecam, zwłaszcza na początek, ze względu na niski próg wejścia i dostępność na wszystkich platformach.

Feedbin

Mój faworyt, po tym, jak porzuciłem Feedly. Jest co prawda płatny (około 20 złotych miesięcznie), ale to pozwala jego twórcy utrzymywać serwery bez sprzedawania naszych danych reklamodawcom. Feedbin ma kilka fajnych cech – pozwala dodać linki do kanałów YouTube (nigdy więcej polegania na algorytmach YouTube) oraz umożliwia skonfigurowania adresu e-mail, na który możemy otrzymywać newslettery zewnętrzne. Feedbin przeanalizuje treść maila i linki poda w formie źródeł RSS. Nie posiada swoich aplikacji, ale ma bardzo przystępny interfejs RSS oraz można go skonfigurować w wielu aplikacjach na każdej platformie (klasy PC oraz mobilnej).

The Old Reader

Korzystałem tylko przez chwilę i tylko na próbę. Działa, ma czytelny interfejs i może się podobać, ale stawia mocno na funkcje społecznościowe, które mi są zupełnie niepotrzebne w tego typu usłudze. I trochę przeczą samej idei stojącej za korzystaniem z RSS.

Inoreader

Podobnie jak w przypadku TOR – korzystałem na próbę i stwierdziłem, że to zbyt rozbudowany kombajn jak na moje potrzeby. To co było bardzo pomocne, to rozbudowane narzędzia filtrowania i monitorowania treści w sieci.

Inne

Serwisy takie jak FeedWrangler czy TinyTinyRSS (umożliwiający hostowane usługi na własnym serwerze) to tylko początek listy kolejnych narzędzi. Nie opisuję ich jednak tutaj, bo nie korzystałem i mija się to z celem. Jeśli cztery opisane powyżej narzędzia to za mało – polecam wpisać w wyszukiwarkę hasło RSS reader i przejrzeć listę odnalezionych haseł.

Czytniki standalone

Czytniki niewymagające zewnętrznego serwisu to aplikacje posiadające wbudowany parser RSS/Atom/JSON, dzięki czemu pozwalają dodać źródła bezpośrednio w programie. Używanie dedykowanych usług jest zdecydowanie bardziej popularne, ze względu chociażby na ich dostępność na różnych platformach (systemach operacyjnych). Aplikacje bywają jednak przydatne, jeśli serwis nie posiada własnej (jak Feedbin) lub nie odpowiada nam jej wygląd / funkcjonalność (dla mnie – Feedly). Jeśli jednak chcemy ominąć serwisy zewnętrzne i utrzymać możliwość synchronizacji – potrzebujemy aplikacji, która umożliwi synchronizację swojego stanu przez usługę chmurową.

Tutaj robi się trochę bardziej skomplikowanie, dlatego na początek mogę polecić usługi wymienione powyżej – zwłaszcza Feedly i Feedbin.

W tej sekcji skupię się na aplikacjach dostępnych na platformy iOS i macOS, bo z nich korzystam i te narzędzia znam. Nie wiem nawet, czy na platformach Windows i Android takie aplikacje istnieją, ale to czego jestem pewien – nie umożliwia synchronizacji pomiędzy różnymi urządzeniami bez udziału usługi trzeciej. To nie jest problem – opisane wyżej usługi są naprawdę doskonałymi narzędziami i będą więcej niż wystarczające dla większości użytkowników. Ta sekcja pozwala zrobić jeden niewielki krok dalej – poprzez uniezależnienie się od usługi, która także może zniknąć z sieci (mało prawdopodobne, ale tak samo mówiliśmy kiedyś o Google Reader). Aplikacje mogą stracić wsparcie i zostać porzucone przez dewelopera, ale nie przestaną działać i nikt ich nie usunie zdalnie po zainstalowaniu na urządzeniu.

Reeder

Reeder jest piękny. To jedna z najładniejszych aplikacji na platformy Apple w ogóle, nie tylko w kategorii czytników RSSów. Sam nie korzystam (niżej powód), ale szczerze polecam. Jest prosty, intuicyjny, śliczny i wyjątkowo mało awaryjny. Umożliwia podpięcie wszystkich najważniejszych usług RSS, ale co ważniejsze – posiada wbudowany parser oraz integrację z iCloud. Pozwala to wykorzystać program na platformie mobilnej i stacjonarnej przy zachowaniu pełnej synchronizacji listy źródeł oraz ich statusów. Dodatkowo możemy synchronizować zapisane na później artykuły.

Fiery Feeds

Jeden z czytników o największych możliwościach konfiguracji. Używałem bardzo długo i bardzo sobie chwaliłem. Synchronizuje się poprzez większość usług oraz posiada własny parser i integrację z iCloud (synchronizacja bez zewnętrznych usług). Jest ładny i czytelny oraz może wyglądać minimalistycznie po zastosowaniu odpowiedniego motywu. Sporą wadą Fiery Feeds jest prędkość aktualizacji źródeł. Mogłoby być lepiej.

ReadKit

Wersja na macOS od jakiegoś czasu nie dostała aktualizacji, a wersja na iOS jest dość nowa, natomiast sama aplikacja działa jak należy, integruje się z czym trzeba oraz synchronizuje przez iCloud. Wygląda także schludnie.

Lire

Wygląda niemalże jak natywna aplikacja iOS i macOS. Umożliwia synchronizację poprzez większość usług, posiada także wbudowany parser, ale nie ma integracji z iCloud, co oznacza, że możemy dodać źródła bezpośrednio do aplikacji, ale bez serwisu zewnętrznego nie dostaniemy synchronizacji. Jeśli jednak komuś wystarczy czytanie na telefonie – to szczerze polecam.

Elytra

Niszowy czytnik od młodego i ambitnego dewelopera. Zdarzają się błędy i zawieszenia aplikacji, ale to nic, co uniemożliwiałoby pracę. Wygląda i zachowuje się jednak na tyle nietypowo, że warto sprawdzić. Podobnie jak inne aplikacje – synchronizuje się poprzez serwisy zewnętrzne, ale można także wykorzystać iCloud.

NetNewsWire

Mojego faworyta zostawiam na koniec. Ta aplikacja wygląda obłędnie, co oznacza, że nie da się interfejsu odróżnić od natywnych aplikacji. Jest napisana przez grupę zapaleńców, którzy jakość stawiają ponad ilość i przez to ma mniej funkcji niż konkurencja, ale nigdy nie zaliczy żadnego błędu. Jest też obłędnie szybka w działaniu i absolutnie niezawodna. Istnieje wersja na iOS (AppStore) i na macOS (do pobrania ze strony, ale ma się pojawić w MacAppStore). Od kilku dni synchronizuje się także poprzez iCloud, stanowiąc jeden z najważniejszych dla mnie programów zarówno na smartfonie jak i komputerze. To z tej aplikacji pochodzą zrzuty powyżej. Co także ważne – NNW genialnie wykorzystuje wbudowane narzędzie handoff. Kto próbował kończyć maila w biegu albo redagować draft dokumentu rozpoczętego na przystanku – wie jak bardzo to ważne. Bonusem jest możliwość dodania feedów Twittera i Reddita, ale nie będę tutaj tego rozwijał – zachęcam do samodzielnego sprawdzenia.

iCloud czy zewnętrzna usługa?

Tutaj chcę dodać słowo wyjaśnienia dla tych, którzy zastanawiają się, czy korzystać z zewnętrznych usług posiadając możliwość wykorzystania iCloud do synchronizacji. Dlaczego sam zdecydowałem się na taki krok? Aplikacja korzystająca z własnego parsera jest na ogół szybsza, bo nie musi polegać na zewnętrznym serwerze, na którym działa skrypt parsujący. Drugą ważną dla mnie sprawą jest prywatność – co objawia się naturalną niechęcią korzystania z usług, z których nie muszę i oddawania danych, jeśli nie ma absolutnej potrzeby. Zewnętrzne serwisy potrafią także narzucić pewien właściwy dla siebie sposób przetwarzania treści, co czasami jest zaletą (Feedbin i czytanie kanałów YouTube) ale często jest wadą, bo artykuły mogą nie wyglądać tak jak powinny. Najczęściej wykorzystanie parsera aplikacji i synchronizacji przez iCloud będzie lepszym rozwiązaniem (pewniejszym i szybszym) ale ma dwie duże wady: nie jest multiplatformowe i nie ukrywa przez docelowymi witrynami kto je odwiedza. Jeśli używamy Feedly – to wszystkie strony, z których czytamy informacje będą wiedziały, że odwiedza je Feedly.

Podsumowanie

Czytniki RSS są doskonałym rozwiązaniem dla każdego, kto obserwuje bardzo dużo małych stron, które publikują raz na kilka tygodni lub miesięcy. Przy wykorzystaniu mediów społecznościowych można bardzo łatwo takie treści pominąć (lub pominie je algorytm), co przy korzystaniu z RSS jest praktycznie niemożliwe.

W jaki sposób ja konsumuję treści?

Wykorzystuję opisany wyżej program NetNewsWire. Na zrzutach widać także główne kategorie, na które podzieliłem źródła, ale muszę przyznać, że jest to podział dość umowny, bo większość z obserwowanych przeze mnie stron mieści się w więcej niż jednej kategorii. A jest tych stron około sześćdziesięciu. Synchronizacja zajmuje aplikacji około trzy sekundy – pobiera wtedy wszystkie nowe wpisy i aktualizuje statusy odczytany/nowy oraz zapisane na później. Najczęściej przeglądam nagłówki na telefonie w drodze do i z pracy oraz w czasie przerwy na kawę. Na nudnych spotkaniach także. Większość artykułów czytam jednak w domu, gdy mogę się na tym skupić. Robię to albo siedząc przed komputerem albo na kanapie z telefonem w ręku – dzięki synchronizacji przez iCloud jest mi wszystko jedno gdzie i jakiego urządzenia używam. Źródła, które dodałem to przede wszystkim portale technologiczne, blogi wybranych niezależnych deweloperów, informacje o cyberbezpieczeństwie i trochę blogów dotyczących projektowania graficznego. Słowem: rzeczy, które sprawiają mi przyjemność albo mnie rozwijają. Polskich stron z wiadomościami krajowymi tam nie ma.

Jeszcze jedna rzecz

Czytniki RSS mają jeszcze jedną, ogromną wartość dodaną. Są jednym z ostatnich bastionów wolnej sieci. Wolnej, czyli niepodlegającej dyktatom algorytmów. Wolnej, czyli pozbawionej zamykających nas w bańkach informacyjnych portali społecznościowych. Wolnej, czyli takiej, w której tworzyć może każdy i nikomu nie musi płacić za publikację. I wreszcie wolnej, czyli takiej, w której to czytelnik i autor decydują co chcą czytać i co chcą pisać. Bez monetyzacji, bez reklam, bez współprac.

Jeśli przestaniemy używać czytników, to będą powoli wyłączane na kolejnych stronach. I nie pozostanie nam nic innego niż ręczne przeglądanie setek stron lub zdanie się na algorytmy. A to pierwsze może też nie być takie oczywiste, biorąc pod uwagę zapędy Wielkich Społecznościowych by stać się platformami publicystycznymi. Albo w ich przypadku – populistycznymi.

Używajmy RSSów. Tyle zostało z sieci stworzonej przez geeków dla geeków.