Eksperci – teoretycy

Chciałbym obiecać, że to już ostatni tekst z cyklu „co mi się nie podoba we współczesnym świecie” ale niestety nie mogę. Uznajmy, że to taki okres w życiu. Postaram się jednak czasami wrzucić coś lżejszego. Nie dzisiaj.

Pamiętam jak trzy lata temu wracając tramwajem z Arkadii do domu powiedziałem do mojej partnerki, że nie ma się czym martwić, bo ten wirus to z Wuhan do nas nie dotrze, to niemożliwe. To był 31 grudnia 2019 roku. Sylwester. Kupowaliśmy Lego, jak zawsze na koniec roku. Taka tradycja. Cztery miesiące później leżałem w łóżku z czterdziestostopniową gorączką i próbowałem się nie udusić. To był ostatni raz, kiedy wypowiedziałem się w temacie, o którym nie miałem pojęcia.

Pamiętam też, że 12 marca 2020 wszyscy żyliśmy swoimi normalnymi problemami zastanawiając się, gdzie jechać na wakacje. 13 marca siedzieliśmy zamknięci w domach, na zewnątrz wychodziliśmy tylko gdy były to absolutnie niezbędne i tylko w maskach a przesyłki kurierkie odkładaliśmy na dwutygodniową kwaranntanę. Przesyłki. Na kwarantannę. Dwadzieścia cztery godziny dzieliło te dwa światy.

Rzeczywistość jest nieprzewidywalna i zaskakująca, to jest jej immamentna cecha. Ale nie przeszkadza to wielu samozwańczym ekspertom głosić teorii – głównie w mediach społecznościowych – na tematy, o których nie mają pojęcia. Tak jak ja w sylwestra ’19 nie miałem pojęcia o epidemiologii. Problem w tym, że gdybym pisał w mediach społecznościowych kwieciste posty jak to nic nam nie grozi i to wszystko to spisek, to trafił bym do szuflady razem z innym inżynierem, który głosił swoje teorie na temat szczepionek. Jest jednak inna grupa ekspertów, którzy sprzedają niesprawdzoną wiedzę.

To eksperci – teoretycy.

Żyjemy w świecie, w którym nikt wcześniej nie żył. Doświadczenia ostatnich miesięcy i lat były i są czymś zupelnie nowym. Zarówno jeśli chodzi o radzenie sobie w postpandemicznej rzeczywistości, nakłanianie pracowników do powrotu do biur po trzech latach pracy z domu jak i obslugę wielkich modeli językowych, których uparcie nie będę nazywał sztuczną inteligencją 1 jak i rozumienie działania algorytmów mediów społecznościowych.

Potrzeba jest doświadczenia, żeby wiedzieć jak robić. Oczywiście zawsze ktoś musi zrobić pierwszy, popełnić błąd, spisać swoje przemyślenia, wyciągnąć wnioski i zrobić ponownie. Po kilku próbach już wie. I dzieli się tą wiedzą z innymi pomagająć zrozumieć rzeczywistość.

Ile pandemii przeżyliśmy w ciągu ostatnich lat? Ile razy ściągaliśmy pracowników do biur po kilku latach pracy zdalnej? Ile modeli językowych zaimplementowaliśmy i ilu ludzi straciło z tej okazji pracę? Ja nie kojarzę takich sytuacji. Co nie przeszkadza samozwańczym ekspertom w pisaniu kolejnych poradników “jak przygotować biuro na powrót pracowników zdalnych” albo “jak przekonać zespoły, do powrotu do firmy” albo “musisz teraz zacząć uczyć się inżynierii promptów dla AI, żeby nie wypaść z rynku pracy, bo zastąpi cię chatGPT!” Regularnie trafiam też na materiały opowiadające o tym, jak tworzyć “content” do social mediów, żeby algorytmy nas promowały i żebyśmy mogli zarabiać miliony. Ewentualnie jak pisać artykuły, żeby być wysoko w Google i zgarnąć cały ruch, a więc pieniądze, do siebie. Taką wiedzę można znaleźć wokół!

No tylko to gówno prawda. Artykuły o optymalizacji pod SEO są pisane, żeby… zoptymalizować stronę pod SEO, wyskoczyć wysoko w Google i sprzedać swoje usługi optymalizujące SEO. Do tego, że to niekoniecznie działa przyznaje się sam Google zapewniając boczną furtkę, która daje pewną widoczność na górze listy wyników wyszukiwania. Nazywa się to płatną reklamą, kosztuje realne pieniądze i działa. Albo działało, dopóki ludzie nie nauczyli się omijać pierwszych pięciu wyników. Google znalazł i na to rozwiązanie, teraz na górze będzie czatbot. Ciekawe kiedy zacznie wyświetlać reklamy. Ale model biznesowy gigantów technologii to wątek poboczny.

Czytałem ostatnio slajdy, w których opisywano działania mające przekonać pracowników do powrotu do biur. Sprowadzały się do pięknych ideii zapewnienia komfortu, spokoju, higieny psychicznej i rówowagi w życiu. Idei, które powinny być standardem od lat, nie powodem, żeby ludzie wrócili z miejsc, w których są produktywni do głośnych i męczących biur w centrach miast, do których dojazd trwa 60 minut (20 do centrum, reszta w pobliżu biurowca). Tylko czy to zadziała? Czy te metody sprawią, że ludzie zrzucą dresy, założą garnitury i z chęcią przybędą do wyremontowanych biur?

Nie mam pojęcia. Bo nikt tego jeszcze nie sprawdził.

Może wrócą, a może nie wrócą. A może w jednej firmie wrócą a w drugiej się zwolnią, bo szef jest mobbingującym przemocowym skurczybykiem i remont biura niewiele zmieni jeśli będą musieli z nim przebywać osiem godzin dziennie.

Naprawdę nie jest wstydem powiedzieć “nie wiem, nie robiliśmy jeszcze takich rzeczy, wydaje nam się, że zadziała, spróbujmy i zobaczymy”. Nie jest wstydem to przyznać, ale nie jest też metodą, żeby sprzedać swoje usługi. Ludzi, którzy próbują nam coś sprzedać jest już tak dużo, że w przypadku większości treści pochodzących spoza kilku zaufanych stron, zakładam, że publikacja ma drugie dno. I nazywa się ono “budowa marki osobistej”. Co sprowadza się do udawania, że wiem więcej niż inni i mam magiczne recepty na wszystko, kosztuje to dwa tysiące a tutaj jest umowa, w której niczego nie obiecuję.

Ekspertów należy słuchać. Lekarzy mówiących o szczepionkach. Klimatologów mówiących o klimacie. Inżynierów mówiących o budowie mostów. Ale inżynierów mówiących o szczepionkach i lekarzy o budowie mostów? Już niekoniecznie. Bo nie mają doświadczenia w tej dziedzinie, brak im wiedzy i umiejętności, żeby pracować w zupełnie obcej branży, a co dopiero żeby uczyć innych. Sprzedawcy i prezesi głoszący swoje mądrości w mediach społecznościowych też tego doświadczenia nie mają. Nie przetestowali swojej teorii, ale gotowi są na niej zarabiać. I zarabiają.

A ja? Ten tekst? Ja tych odpowiedzi nie znam. Mam pytania, bardzo dużo pytań i każdy dzień przynosi kolejne. A oprócz pytań wątpliwości. I bardzo mocne przekonanie, że lepiej mieć wątpliwości, niż dające złudne poczucie pewności siebie przekonanie o własnej nieomylności. Jeśli jest ograniczone do najbliższego kręgu znajomych to wyrządza niewielką szkodę, ale internet daje teraz ogromne zasięgi – ale tylko ekspertom, którzy wiedzą jak działają algorytmy big techów.

Mógłbym ograniczyć swój kontakt z treściami, które budzą we mnie silne emocje – i to zrobiłem. Ale od czasu do czasu i do mnie coś dotrze. Mam ten komfort, że mogę napisać tutaj co chcę w sposób, w jaki chcę i żaden algorytm tej treści nie zakopie, żaden moderator mi jej nie skasuje, bo paskudnie przeklinam. Staram się nie przeklinać, robię to rzadko i tylko jak coś mnie bardzo wkurwi. Otóż wkurwiają mnie eksperci, którzy wiedzę pozyskali od innych ekspertów czytając ich teoretyczne wpisy oparte o własne wyobrażenie tego jak działa rzeczywistość.

Nie kończę optymistycznym akcentem, bo wszyscy jesteśmu dorośli i ufam, że każdy jest w stanie otrząsnąć się z szoku poznawczego najlepszą dla siebie metodą. Mi pomaga dobra kawa.

  1. Bo nią nie są!