Wielka rezygnacja czy wielkie nieporozumienie

Wielka rezygnacja czy wielkie nieporozumienie?

Koniec minionego roku obfitował w artykuły opisujące zjawisko wielkiej rezygnacji. Zjawisko, które doczekało się własnego hasła w Wikipedii, artykułów w w tak dostojnych magazynach jak Forbes, trochę mniej dostojnych i zdecydowanie przeładowanych reklamami jak Onet i Interia oraz aspirującego do bycia opiniotwórczym Spider’sWeb+.

Nie prowadziłem szeroko zakrojonych badań i analiz, jedyne co zrobiłem, to usiadłem i pomyślałem, próbując połączyć kropki. Dane, które posiadam to:

  • mój stan psychiczny i zawartość mojej głowy,
  • stan psychiczny i powody odejść członków zespołów, które prowadziłem,
  • relacje bliższych i dalszych znajomych zmieniających pracę
  • wnioski z rozmów rekrutacyjnych z kandydatami.

Media uznały, że pandemia sprowokowała Wielkie Przewartościowanie, związane z obawą o zdrowie, powrót ludzi do Wielkich Idei i poszukiwania celu oraz sensu w codziennym życiu zawodowym lub innych wielkich zjawisk, które w rezultacie doprowadziły do Wielkiej Rezygnacji.

Ja, po kilkudziesięciu minutach myślenia, bazując na zebranych ograniczonych danych, doszedłem do wniosku, że to Wielka Pomyłka.

To co zmieniła pandemia i dwa lata pracy zdalnej to oddanie ludziom czasu. Jednym mniej, innym więcej ale kilka minut dziennie zyskał każdy. Doszło także do zatrzymania – zwłaszcza na początku 2020 roku większość z nas próbowała odnaleźć się w nowej rzeczywistości, co musiało sprowokować chociaż minimalny poziom refleksji i zastanowienia się nad swoim życiem.

Więc to co zrobili ludzie – to po prostu usiedli i pomyśleli. I zaczęli zmieniać robotę. Nie były i nie są to zmiany drastyczne, pracownicy nie zaczęli nagle zmieniać branży, przeprowadzać się w Bieszczady (czy inny północnoamerykański odpowiednik Bieszczad). Nie, oni zaczęli zmieniać firmy, ale w obrębie swojej specjalizacji. Tam nie doszło do wielkiej zmiany wartości w życiu, do tych ludzi po prostu dotarło, że nie lubią swojej pracy!

Zawężę wnioski do obszaru, w którym posiadam dane i schowam na chwilę szklaną kulę. Ludzie rozpoczęli proces zmiany, bo zrozumieli, że jest im niewygodnie. Gdy chwilowy strach przed utratą pracy opadł, gdy okazało się, że firmy zwolniły tych, których miały zwolnić i teraz zaczynają znowu rekrutować – zaczęli mówić „sprawdzam” swojemu obecnemu pracodawcy. Część postanowiła skorzystać z okazji i wynegocjować lepsze warunki finansowe. Część zrozumiała, w jak złym miejscu są. Reszta uświadomiła sobie, że nienawidzi swojego szefa i nie może na niego dłużej patrzeć. Wystarczyło się na kilka minut zatrzymać i dopuścić do siebie swoje własne myśli. To naturalny proces.

To nie pandemia doprowadziła do wielkiej rezygnacji, tylko firmy. Mniejsze, większe, korporacje, rodzinne biznesy – wszyscy bardzo długo pracowali na taki stan rzeczy. Gdy tylko ludzie zorientowali się, że nie odpowiada im praca po godzinach, zbyt niska wypłata albo mobingujący przełożony – postanowili coś zmienić. Pandemia jedynie wybiła na drobną chwilę cały świat z wiecznej gonitwy. Na drobną chwilę. I większość z nas nawet tego nie zauważyła, natomiast ten niewielki odsetek, który jednak postanowił coś ze swoim życiem zrobić – bardzo przeraził i korporacje i media (media to także korporacje). Rozpoczęło się poszukiwanie przyczyn, prowadzenie badań i analiz, zbieranie danych, rozpoczęło się Wielkie Liczenie. Wynikło z niego, że coś trzeba zrobić, żeby tych pracowników zatrzymać przy sobie i bez znaczenia okazał się fakt, że ci ludzie przechodzą do firmy mającej siedzibę w budynku obok, a z tej firmy ludzie przechodzą w drugą stronę. Więc właściwie nie zmienia się nic, prócz koloru wykończenia biura i firmowego brandingu.

Z danymi się nie dyskutuje, wielka rezygnacja ma miejsce i nawet jeśli nie jest tak wielka jak jej nazwa – to ludzie zmieniają pracę chętniej i częściej niż dwa lata temu. Mają też większe oczekiwania, zarówno jeśli chodzi o finanse jak i kulturę organizacyjną. Tylko powodem nie jest pandemia, powodem jest sposób działania tych organizacji. Ale nie ma potrzeby rozdzierać szat – po chwilowym zamieszaniu, gdy wszyscy usiądą na docelowych krzesłach w biurach o docelowych barwach – wszystko wróci do normy i będzie tak jak wcześniej. Aż do kolejnego globalnego kryzysu.