Siła zespołu

Popularne powiedzenie mówi, że tempo wycieczki jest mniejsze niż tempo najwolniejszego jej uczestnika. To prawda, którą z łatwością weryfikuje każda piesza wędrówka, jednak to tylko jeden z elementów układanki. Bo szerszy obrazek pokazuje, że dobrze działający zespół jest ważniejszy niż kompetencje jego – nawet najbardziej wybitnych – członków. Wie o tym każdy menadżer, który prowadził drużynę gwiazd, a potem zbudował zdrowy i zgrany zespół, w którym nawet jeśli te gwiazdy były obecne, to ważniejszy od ich indywidualizmu był wkład w pracę drużyny. Jest jednak jeszcze coś, coś delikatnego i mało oczywistego, coś, co stanowi ogromną wartość dodaną dla samego szefa. Wreszcie coś, z czego niewielu umie skorzystać, ale ci, którzy potrafią – wiele na tym zyskają.

Siła zespołu.

Słabość przyjdzie do każdego. I zwątpienie. W organizację i kierunek, w którym podąża. W cel i drogę, która do niego prowadzi. Wreszcie w samego siebie i swoje kompetencje. Słabość i zwątpienie jest nieuniknione na stanowiskach eksponowanych i obciążanych dużą odpowiedzialnością i idącym za nią stresem. Zwątpienie buduje się powoli i niezauważalnie, tli się nieśmiało, ale gdy zostanie zauważone, najczęściej jest już za późno. Lider staje się tyranem, albo ze strachu przed własną tyranią porzuca zespół. Zaryzykuję stwierdzenie, że spotka to każdego menadżera, niezależnie od wieku i doświadczenia – prędzej czy później pojawi się zwątpienie i świadomość własnej słabości. Wtedy warto zwrócić się w stronę własnego zespołu.

W większości organizacji panuje przekonanie, że wyniki dostarczają zespoły i jest to całkowita prawda. Te nieliczne firmy, w których pod osiągnięciami podpisują się menadżerowie warto omijać szerokim łukiem. Jednak i ta świadomość, że to zespoły produkcyjne zarabiają pieniądze dla organizacji, budowała się powoli i nie powstała natychmiast. Jednak gdy zawitała już w głowach menadżerów, zaczęli oni traktować swoje zespoły jako źródło dochodu, co z jednej strony jest jak najbardziej pożądane – zwłaszcza, gdy związane jest z odpowiednim traktowaniem ludzi. Nie zauważyliśmy jednak jednego małego drobiazgu – zespół jest nie tylko zbiorem jednostek wytwarzających produkt. Jest społecznością. W zespole budują się relacje, czasem tak silne, że przetrwają odejścia i zwolnienia, a nawet rozpad firmy. I to te relacje stanowią największą wartość, nie wykonywane na czas zadania. Te relacje sprawiają, że komunikacja w zespole przebiega właściwie a projekty są przemyślane i skoordynowane. Wreszcie te relacje sprawiają, że ludzie są skłonni zostać po godzinach, by pomóc koledze wydać projekt. Może dla niektórych kierowników będzie to zaskoczeniem, ale to nie pieniądze, nie obietnice premii, nie uwielbienie dla organizacji czy groźby zwolnienia sprawiają, że ludzie przekraczają swoje granice i poświęcają prywatny czas. To poczucie wspólnoty i odpowiedzialność za kolegów i cały zespół jest tego przyczyną.

I ku tym relacjom może się zwrócić szef, gdy przychodzi słabość.

Siła zespołu polega na tym, że może stanowić wsparcie dla szefa w gorszych chwilach. To jest ukryta wartość dodana, do której niewielu przełożonych dociera, ale którą warto odkryć. Zespół nie stanowi wartości tylko biznesowej, generując przychód. Warto tego doświadczyć i na własnej skórze przekonać się jak bardzo ludzie potrafią pomóc, gdy nadchodzi zwątpienie i rozgoryczenie. Jeśli zespół był budowany w oparciu o zaufanie i wzajemne wsparcie, jeśli lider poświęcił czas i energię, by o te wartości zadbać i wbudować je w charakter prowadzonego przez siebie zespołu – może z nich skorzystać, gdy sam straci swoją moc i zaczyna słabnąć.

I co ważne, nie musi robić absolutnie niczego spektakularnego. Wystarczy nie ukrywać własnej słabości, wystarczy nie chować się za maską bezdusznego tyrana i ludzie to dostrzegą. Zaczną w naturalny sposób otaczać szefa opieką i zapewniać wsparcie. Czasami będzie to zaczepka przy kawie, czasami zamiast przychodzić z problemem, z którym przychodzili zazwyczaj – rozwiążą go we własnym gronie. Te małe gesty będą oznaki troski i zrozumienia, które warto dostrzec i docenić.

Wiele napisano i powiedziano o samotności lidera. Większość menadżerów zetknie się z tym zjawiskiem, czy to bezpośrednio, czy słysząc o nim na szkoleniach. Teoria mówi, że szef pozostaje osamotniony w swoich decyzjach i działaniach, bo nie może przenosić odpowiedzialności i stresu w dół. Nie może, ale nie dlatego, że korporacja zabrania. Nie może, bo z reguły posiada więcej odporności psychicznej niż zespół, który prowadzi i w naturalny sposób lepiej sobie z tym stresem poradzi. Jednak każdy jest tylko człowiekiem i posiada granice wytrzymałości. Pokazanie słabości, nawet bez wtajemniczania ludzi w zawiłości decyzji biznesowych, ale tak po prostu – przyznanie się, że też posiada się emocje i odczuwa zmęczenie czy strach – nie sprawi, że zespół tym emocjom ulegnie i sobie nie poradzi. Oni także mają swoje doświadczenia życiowe i może się okazać, że więcej siły, niż na pozór może się wydawać. A czasami po prostu zadziała siła społeczności i wzajemnego wsparcia. Łatwiej jest przesz trudne momenty będąc w grupie niż samemu.

Nie namawiam do obciążania zespołu swoimi problemami i przenoszenia w dół całego stresu, który napotykamy na swojej drodze. Menadżer z reguły zarabia więcej nie dlatego, że więcej produkuje, ale dlatego, że więcej musi wytrzymać. I niech tak pozostanie. Ale okazanie słabości i przyznanie się przed zespołem, że potrzebuje się wsparcia, albo po prostu kilku dni spokoju, żeby wyjść na prostą – przynosi ogromne efekty. Także wzmacniając pozycję lidera w zespole, bo buduje w ten sposób zaufanie i tworzy kulturę, w której ludzie będą chcieli pracować. Jak we wszystkim, także i w tym warto zachować rozsądek. Czasy prowadzenia ludzi twardą ręką się jednak skończyły a szefowie przestali być pomnikami zamkniętymi w szklanych gabinetach. Już od kilku lat wychodzą zza szyby i siedzą przy biurkach ze swoimi ludźmi. Pora, by wyszli by zrobili to także mentalnie i zaczęli budować zespoły oparte o zaufaniu, wsparciu, empatii i równości. A nie ma większego dowodu, że wszyscy są równi, niż menadżer, który może przyznać się swoim ludziom, że nie ogarnia i potrzebuje trochę czasu, żeby stanąć na nogi. A gdy już stanie – przeprowadzi swój zespół przez największy nawet kryzys.

Zatem podsumowując.

Największym sprawdzianem dla zespołu nie jest to, jak radzi sobie w czasie kryzysu. Największym sprawdzianem jest to, jak radzi sobie z kryzysem lidera. Jeśli Twój zespół pomaga nieść ciężar i dodaje otuchy widząc, że słabniesz – wykonałeś dobrą pracę.

Ja wykonałem. Dziękuję Wam.