Za wszelką cenę

Dowożenie projektów jest stosunkowo proste. Biorąc pod uwagę trzy parametry – czas, zakres i budżet – jestem w stanie praktycznie każdy projekt wyprowadzić na zero, bez znaczenia jak bardzo jest opóźniony czy niedoinwestowany. Robiłem to i z perspektywy czasu uważam, że… nie było warto. Koszt, który ponosi menadżer w takiej sytuacji jest ogromny i żadne bonusy czy premie nie są w stanie go zrekompensować. Mam świadomość, że są sytuacje, gdy trzeba dać od siebie więcej, zostać dłużej albo poradzić sobie z większym obciążeniem psychicznym. Czasami naprawiamy swoje własne błędy, czasami mamy poczucie misji, bo robimy wyjątkowy projekt a czasami pracujemy w tak zgranym zespole, że jest to naturalne – ale kluczowem jest słowo “czasami”. Jeśli trudne sytuacje się zdarzają, to zmierzenie się z nimi jest świetnym sposobem pokazania przełożonym, że warto nas doceniać. 1 Z perspektywy menadżera z kolei przechodzenie przez kryzys z zespołem buduje zaufanie i zaangażowanie. Ale jeśli kryzys staje się codziennością – to jest to patologia i pora rozważyć zmianę pracy. Jeśli projekty już na starcie mają opóźnienie i przekroczenie budżetu, jeśli klient miażdży oczekiwaniami, jeśli szefostwo powtarza mantrę “musimy” na zmianę z “kto jak nie ty?” to prawidłowa odpowiedź brzmi “wy musicie” oraz “każdy inny, tu jest moje wypowiedzenie”.

Cena, którą płaci menadżer to jednak połowa historii. Klasyczna triada, w którą ma wierzyć kierownik projektu, to wspomniany czas, budżet i zakres. Zbyt rzadko jednak pamiętamy o tym, że projekty realizują ludzie i robią je dla innych ludzi. Ludzie, jakość, elastyczność – to są wartości, którymi warto się kierować. Ludzie, bo to oni realizują projekty i dostarczają wartość klientom. Jakość, bo to dzięki niej klient wraca z kolejnymi zleceniami. Elastyczność, bo świat się zmienił, zmienia i zmieniać będzie. W żadnym wypadku nie neguję tego, że każdy projekt musi mieć ramy czasowe, finansowe i zakresowe, ale każdy z tych parametrów da się skutecznie negocjować, jeśli podchodzimy do klienta i zespołu z szacunkiem, dostarczamy należytą jakość i wykazujemy się odpowiednią dozą elastyczności. To czego negocjować się nie da, to warunki pozostania w firmie wypalonego pracownika, którego zmusiliśmy do pracy ponad siły i za wszelką cenę. Tak jak nie istnieje taki projekt, który warto dowozić kosztem własnego zdrowia, tak nie ma też projektu, który warto dowozić kosztem zdrowia ludzi ten projekt tworzących. Widziałem małe projekty, których budżet stanowił ułamek całkowitego obrotu firmy, a które doprowadzały do masowych odejść dobrych specjalistów. Tylko dlatego, że menedżer podjął decyzję, żeby projekt zakończyć w terminie, budżecie i zakresie. Na końcu menedżer też odchodził, a klient żądał doprowadzenia zlecenia do stanu nadającego się do realizacji. Projekty kończone za wszelką cenę niszczą relację z klientem – zazwyczaj bezpowrotnie.

Wracam do tego co napisałem na początku – rozumiem, że są projekty wyjątkowe, rozumiem, że każdy ma taki etap w swojej karierze, że gotów jest do dużych poświęceń. Rozumiem też, że czasami trzeba podwinąć rękawy i robić, bo tego wymaga sytuacja i świadomie decydujemy się na wskoczenie w środek kryzysu. Nadal jednak uważam, że nie warto. Potrzebę wykazania się można realizować w zdrowych organizacjach i nie ma potrzeby harować 16 godzin na dobę i znosić obciążenie psychiczne ponad swoje możliwości nie dostając przy tym żadnego wsparcia organizacji. Można uczyć się bycia skutecznym, nie doprowadzając do wypalenia prowadzonego zespołu i można zmieniać świat i czerpać z tego przyjemność.

To czego nie można, to odzyskać utraconych relacji z klientem i kolegami z zespołu. Ciężko jest wyjść ze stanu wypalenia tak silnego, że nawet zmiana firmy nie pomaga. Niemożliwe jest odzyskać stracony czas.

Nie warto dowozić projektów za wszelką cenę. Warto rozmawiać, ustalać granice, wykazywać się elastycznością i rozumieć, że wszyscy jesteśmy ludźmi. Po obu stronach stołu siedzą ludzie.


  1. Nie trzeba nawet problemu rozwiązać, wystarczy wykazać wolę podjęcia rękawicy. ↩︎