O produktywności i lenistwie

Przemknęło mi przez głowę ostatnio kilka luźniejszych, pozornie niezwiązanych ze sobą myśli. Jednak po dłuższym zastanowieniu, okazało się – jak to często bywa – że myśli nie są takie luźne jak sądziłem i wiążą się całkiem zgrabnie w większą układankę. Do rzeczy. W końcu dzisiaj na warsztat wziąłem…

Produktywność.

Produktywność jest odmieniana przez wszystkie możliwe przypadki, bo świat promuje produktywność ponad wszystko (ustępuje jedynie kreatywności, ale o tym za chwilę). Nie jestem bez winy, bo także brałem (biorę) udział w pościgu. Tylko chyba po drodze doszło do potężnej pomyłki. Pomyliśmy produktywność z produkowaniem, uznaliśmy, że produktywny jest ten, który wyrzuca z siebie… produkt. Ilekroć siadamy do pracy, do komputera, do deski kreślarskiej, czy dowolnego używanego narzędzia – efektem spędzonego przy narzędziu czasu ma być produkt. Coś ma zostać wyprodukowane. Coś, co może zostać sprzedane. Więc produkujemy, nie zastanawiając się głębiej, czy to co produkujemy jest nam – albo komukolwiek innemu – do czegokolwiek potrzebne. No i okazuje się, że bardzo często, nad wyraz często, przerażająco często – nie jest. Ale nasz produkt i tak zostaje kupiony! Przez nas – bo wmawiamy sobie, że skoro został wyprodukowany, to jest produktem niezwykle potrzebym. Przez klientów – bo skoro został wyprodukowany, to znaczy, że należy go kupić, bo jest produktem do czegoś przydatnym.

Jesteśmy więc produktywni wtedy, gdy produkujemy produkty. Każda minuta spędzona w pracy musi skutkować tworzeniem nowego dzieła, utworu, dokumentu, urządzenia, narzędzia, czegokolwiek.

Tylko, że tak się nie da. Nie da się spędzać ośmiu godzin dziennie, przez pięć godzin w tygodniu (a nie liczę nadgodzin, dodatkowych zleceń, czy wolontariatów) robiąc rzeczy ważne i przydatne. Ale pogoń za byciem produktywnym zasłania nam mały drobiazg – to nie jest sprint, to jest maraton. Kariera nie trwa cztery lata, tylko czterdzieści. Pracujemy do siedemdziesiątki, nie trzydziestki. I tej energii, tak fizycznej jak i psychicznej, musi nam wystarczyć na bardzo długo. 1 Jasne, zasoby energii są odnawialne, ciało i umysł można regenerować, ale… w sumie to nie bardzo. Zakres regeneracji jest niezwykle mały, a biorąc pod uwagę, że samo życie potrafi dostarczyć wrażeń powalających 2to warto pewną rezerwę sobie pozostawić. Żeby dobrze wybrzmiało: regeneracja jest możliwa w zdecydowanie mniejszym zakresie, niż nam się wydaje i trwa zdecydowanie dłużej niż uważamy. Na tyle długo, że najczęściej nie udaje nam się w pełni zregenerować przed kolejnym wyzwaniem, które rzuca nam pod nogi pracodawca lub rzeczywistość.

Nie da się być produktywnym, będąc przemęczonym. Nie da się dostarczać produktu, gdy psychika działa w trybie przetrwania, a ciało domaga się siedmiu kaw dziennie. 3 Cóż zatem pozostaje?

Lenistwo.

Powiało grozą, co? Nie mam na myśli bezmyślnego przewijania tablicy Facebooka czy Instagrama, które zostały zaprojektowane tak, by nie pozwolić nam się od nich oderwać 4 i które to przewijanie staje się bardzo często wymówką, żeby nie robić nic innego. 5 Coś, co uznajemy za lenistwo może być czasem, żeby pomyśleć. W tą pułapkę wpada bardzo wielu szefów zespołów, którzy uważają, że ich podwładni muszą ich widzieć ciągle zajętych. Nie wolno im ani przez chwilę posiedzieć z rękami założonymi za głowę (dosłownie, bo o krążenie też warto zadbać) albo pogapić się przez okno na drzewa (co zaleci każdy okulista). Bo ludzie zobaczą i sami przestaną pracować, albo – co jest już tragedią! – że szef jest leniem. Otóż fajnie by było, gdyby tym leniem był. Gdyby robił sobie przerwy na myślenie, na wymyślanie, na tworzenie i na podsumowanie tego, co właśnie wyprodukował. Bo gdybyśmy więcej czasu spędzali na myśleniu, a mniej na robieniu, to mielibyśmy mniej rzeczy, z którymi nie wiemy co teraz zrobić. I potrzebujemy wykorzystać wszystkie pokłady naszej produktywności, by znaleźć zastosowanie dla tych rzeczy, produkując kolejne systemy, w których mogą zostać nasze rzeczy wykorzystane. Brzmi absurdalnie?

To dlaczego wszyscy to robimy?

Co chcę podkreślić – obiecujemy naszym klientom produkty najwyższej jakości, takie, które zmienią ich biznesy, takie, które poprawią jakość ich życia. Dostarczajmy takie produkty jakie obiecaliśmy. Ale najwyższa pora zrozumieć, że naprawdę wartościowe rzeczy nie powstają w pocie czoła, po kilku miesiącach pracy po szesnaście godzin na dobę. To się zdarza i będzie zdarzać, z przeróżnych powodów, przy czym niektóre są jednoznacznie moralnie złe, ale inne… są po prostu życiem. Czasami trzeba przycisnąć, bo obiecaliśmy, bo termin, bo komuś zależy, bo nam zależy, bo ekstra kasa. Ale potem warto zrobić jednak przerwę, przegrupować się, zebrać siły, bo – co będę podkreślał z uporem maniaka – nigdy nie wiem, kiedy życie znowu każe nam zapierdalać. I to tak szybko i intensywnie, że nogi nam z tyłków wyrwie.

Produktywność to nie jest ślepe produkowanie kolejnego produktu. Produktywność, to dostarczanie światu wartości. To dawanie czegoś od siebie, kawałka umysłu, części duszy, by ktoś z tego co od siebie damy – skorzystał. Dawajmy więc mądrze, żebyśmy mieli siłę i czas skorzystać z tego, co daje od siebie inni ludzie. By także oni byli produktywni. W ten dobry, wartościowy sposób. By z produktu ich pracy ktoś skorzystał i uśmiechnął się, doceniając dzieło drugiego człowieka.


  1. Nie musi, to prawda, ale miło jest pracować czerpiąc z tego trochę satysfakcji, a nie tylko traktować robotę jako źródło pieniędzy. ↩︎
  2. I absolutnie niemożliwych do przewidzenia, a potem niezwykle trudnych do zarządzenia. ↩︎
  3. Co i tak nie działa. A skoro siódma nie działa, to uwaga! ósma także nie zadziała. ↩︎
  4. Źródło można znaleźć tutaj na Business Insider albo tutaj na BBC ↩︎
  5. Będąc też uczciwym – nie zawsze i nie dla każdego, bywa źródłem wiadomości, rozrywki czy nauki, jeśli odpowiednio użyte i skonfigurowane, w końcu to tylko narzędzie. Chociaż wydaje się, że taki stan rzeczy długo już nie potrwa. ↩︎