Błędy, które popełniłem

Stwierdzenie, że każdy popełnia błędy jest banałem. Ale jest też prawdą. Banalną prawdą. Pisząc jeden z ostatnich tekstów życzyłem wszystkim, ale przede wszystkim sobie – odwagi i szczerości. Ogłaszając zmiany na tym blogu deklarowałem, że będzie więcej o moich błędach. Pora zatem na pięć moich największych porażek. Bez owijania w bawełnę i pudrowania. Przede wszystkim jednak nie napiszę poniżej ani jednego słowa usprawiedliwienia.

Uwierzyłem, że wszystko wiem

Pewność siebie nie jest problemem, wręcz przeciwnie – bardzo pomaga zarówno w życiu jak i w pracy. Przekonanie o własnej nieomylności nie jest jednak pożądaną cechą menadżera. Przeszkadza w dwóch obszarach: budowaniu siebie i budowaniu zespołu. A w przypadku szefa zespołu są to dwie płaszczyzny, które wzajemnie się przenikają. Menedżer budując zespół, buduje go w oparciu o swoje wartości i zasady, z czasem rozszerzając ten zestaw o wartości i zasady współpracowników. Tak przynajmniej być powinno, tak jest zdrowo i higienicznie. Przekonanie o własnej wszechwiedzy skutkuje jednak zablokowaniem się na wartości i punkty widzenia innych ludzi. Ogranicza to rozwój jednostki i jest fundamentem tworzenia dysfunkcyjnego zespołu. Tylko różnorodność postaw i czerpanie z szerokiego zasobu doświadczeń pozwala skutecznie dowozić projekty i doświadczać kryzysów jako zjawiska pozytywnego i wzmacniającego. Niczym nieuzasadniona wiara we własną omnipotencję skutkowała z jednej strony zamknięciem na komunikaty, które próbowano mi przekazać, a z drugiej – otaczaniem się ludźmi, którzy myślą podobnie jak ja. Stworzyłem bańkę, w której przetrwać mogły tylko idee i wartości zbieżne z moim widzeniem świata.

Traktowałem wszystko jako pole bitwy

Każde spotkanie, każdy projekt, każda interakcja były okazją, by pokazać swoją siłę i swoją wiedzę. Było to dość łatwe, biorąc pod uwagę funkcjonowanie w bańce stworzonej dzięki opisanej w poprzednim punkcie postawie. Dopiero z perspektywy czasu zobaczyłem, że wiele walk nie było potrzebnych, a wiele bitew – stoczyłem wbrew woli drugiej strony. Bo druga strona często wyciągała rękę w geście pojednania, a firma i ludzie wokół mnie potrzebowali pokoju i szukania wspólnie rozwiązania, zamiast kolejnej awantury. Gdybym też wtedy więcej słuchał, może uniknąłbym zamknięcia w pułapce swojej wszechwiedzy i rozwiązał większość problemów szybciej i łatwiej. Albo pozwolił je rozwiązać innym, którzy mieli ku temu większe kompetencje, ale mniej siły przebicia.

Tworzyłem kolejne narzędzia i procedury

Kolejny harmonogram stworzony w jeszcze nowszym narzędziu gdy poprzedni nie został jeszcze porządnie wdrożony i przetestowany przez zespół to prosta droga do katastrofy. Tworzenie jednej procedury po drugiej też nie jest najlepszym rozwiązaniem, a już na pewno nie spowoduje zażegnania konfliktów wynikających z traktowania każdego projektu jak pola bitwy. Wpadałem w tą pułapkę bardzo często, bo mam naturalna skłonność do tworzenia nowych narzędzi. Często jednak okazywało się, że narzędzia nie działają. Sam nigdy nie miałem problemu, bo je wtedy porzucać, ale to działało w przypadku mojej pracy indywidualnej, dynamika zespołu jest inna niż dynamika jednostki i ludzie bardzo często byli pogubieni i nie wiedzieli, która tabela jest aktualna i z którego szablonu mają korzystać.

Nie ustąpiłem, gdy była ku temu pora

Umiejętność przyznania się do porażki świadczy o dojrzałości menadżera, ale świadczy także o dojrzałości człowieka. Porażka nie jest niczym złym, gdy staje się szansą dla następcy. Z perspektywy czasu wiem, że jednym z ważniejszych obowiązków kierownika jest wybranie i rozwijanie sukcesora – żeby mieć komu oddać pałeczkę, gdy przyjdzie ku temu pora. Zarządzanie to nie jest sprint, to nie jest nawet maraton, to jest sztafeta i trzeba wiedzieć, kiedy usunąć się w cień i znaleść dla siebie inne miejsce. Żeby to móc jednak zrobić, trzeba mieć następcę i trzeba mieć odwagę przyznać przed sobą, że może ktoś będzie prowadził nasz zespół lepiej.

Uwierzyłem, że jestem niezniszczalny

Moment, gdy menadżer zaczyna szkodzić swojemu zespołowi przychodzi zawsze, ale mamy duży wpływ na to, kiedy się to stanie. Jednym z istotnych czynników jest zmęczenie a potem wypalenie, którego można uniknąć, albo zdecydowanie opóźnić dbając o siebie. To są często bardzo prozaiczne działania: sen, odpoczynek, regeneracja, umiejętność wyłączenia się na kilka godzin lub dni. Umiejętność stawiania granic także bardzo pomaga, podobnie jak znajomość swoich ograniczeń. Ciężko jednak te ograniczenia poznać tkwiąc w przekonaniu o własnej nieomylności i niezniszczalności. Można tak funkcjonować kilka lat, osiągać sukcesy i budować swoje ego, jednak zawsze przyjdzie moment, gdy trzeba będzie ponieść tego konsekwencje. Przekraczanie własnych ograniczeń jest działaniem na kredyt, a każdy kredyt trzeba kiedyś spłacić. To była najważniejsza lekcja, którą miałem okazję odebrać i już dzisiaj wiem, że nie zapomnę jej nigdy.

Wnioski

Wnioski będą, oczywiście. Nie będzie usprawiedliwiania się i tłumaczenia, dlaczego robiłem to co robiłem, ale wnioski będą. W kolejności od najważniejszego.

Nie jestem niezniszczalny. Ty także nie jesteś. Ja to sprawdziłem i wiem, chociaż gdybym mógł zrobić coś jeszcze raz, to uwierzyłbym na słowo tym, którzy ostrzegali i nie sprawdzał tego na własnej skórze.

Nie jestem wszechwiedzący. Ty także nie jesteś. Nikt nie jest. Współpraca i umiejętność znalezienia porozumienia pozwalają przetrwać każdy kryzys i rozwiązać każdy problem.

Nic nie jest na zawsze. Wszystko się kiedyś skończy. Kończy się nasza energia, kończy się siła, kończą się kompetencje. Mądrze jest wiedzieć, gdzie jest granica, której przekraczać nie warto, bo rozpocznie upadek.

Nie ma potrzeby ciągle walczyć. Można, ale to głupie. Głupie i męczące. Spokój, opanowanie, wysłuchanie drugiej strony i rozmowa – potrafią naprawdę zdziałać cuda. Warto spróbować, na pewno nie sprawią, że będzie gorzej niż jest.

Nie mnóż bytów ponad potrzebę. Kolejna procedura, narzędzie, tabela – nie ma sensu, jeśli poprzednie nie działają. Jeśli odczuwasz mocną potrzebę zrobienia kolejnego excela – warto zacząć od prostego pliku tekstowego albo szkicu na kartce. Powinno wystarczyć, aby przeszło.